czwartek, 9 maja 2013

3.

03.02, 11:24, dom Harry'ego. 

Kiedy się obudziłam, pierwsze o czym pomyślałam, to to, że jestem głodna. A że przywykłam do robienia sobie śniadania, zeszłam do kuchni. Nie spodziewałam się, że zastanę tam już Harry'ego pałaszującego miskę płatków.
- Eee... - wyjąkałam na 'przywitanie'.
- Ładna piżamka - zachichotał, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stoję tam w krótkiej bluzeczce z kucykiem Pony i w różowych majtkach. 
Zaczerwieniłam się i spróbowałam znaleźć coś zawstydzającego u niego, ale do głowy przychodziło mi tylko coś w rodzaju 'ładne dołeczki' co brzmiało bardziej jak komplement  Cholera, czemu ten chłopak musi być taki... bez skazy? Kiedy dotarło do mnie, o czym właśnie pomyślałam, moja twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. W duchu dziękowałam, że Harry nie umie czytać w moich myślach i zabrałam się za przeszukiwanie szafek. 
- Pomóc ci w czymś? - zaproponował, cały czas z rozbawieniem przyglądając się, jak szukam opakowania płatków. Niestety, bez rezultatu.
- Jak na to wpadłeś? Przecież do tego trzeba być co najmniej... genialnym! - odparłam z przekąsem, pozwalając, żeby nasypał mi płatków do miski i zagrzał to w mikrofali. Ja w tym czasie usiadłam przy stole, przeglądając jakieś modowe czasopismo, które leżało obok. 
Po chwili Harry postawił miskę przede mną, życząc smacznego. 
- Czuję się zaszczycona, jedząc coś, co przygotowałeś własnoręcznie. T y przygotowałeś, a nie Sandy - powiedziałam, uśmiechając się sztucznie. 
- Mogę być z tobą szczery? 
- Jeżeli musisz - mruknęłam, przewijając kolejne strony gazety. 
- Jesteś najdziwniejszą dziewczyną, jaką znam - wyszczerzył się i posłał 'całuska' w powietrzu. 
- W sumie to mi to nie przeszkadza. Pod jakimś względem, będziesz wspominał mnie jako tą 'naj', nawet jeśli chodzi o bycie dziwnym - odparłam nadal się ironicznie uśmiechając. 
- Narzekasz na moje zachowanie, po czym sama zachowujesz się jakbyś myślała, że tobie się wszystko należy - kontynuował, nie przejmując się moją wypowiedzią. 
W głębi serca wiedziałam, że ma rację. Że to ja powinnam coś w sobie zmienić, przestać traktować go jak wroga. Ale przerażała mnie sama wizja 'Shelia i Harry best friends forever'. No bo to zupełnie nie ma sensu. Bo nie ma, prawda? 
- Masz rację. Przepraszam - powiedziałam, sprawiając, że Harry'emu odjęło mowę na parę minut.
- Wow... myślałem, że będzie trudniej.
- Uznajmy, że to spóźniona urodzinowa niespodzianka  - powiedziałam. Mimo tego wszystkiego, wiedziałam, że nasza relacja nie będzie... zwyczajna. Taka jak inne znajomości chłopak-dziewczyna. Chyba nie umiem odnosić się do Harry'ego chociaż bez odrobiny sarkazmu. Jednak uważam, że i tak jest lepiej niż na początku... jeśli w ogóle mogę użyć tego sformułowania, w końcu jestem tu AŻ trzy dni. 
- To może pozwiedzamy dziś Londyn? - zaproponował. 
- Nie fatyguj się, Niall już mnie wtajemniczył. 
- No cóż, wygląda na to, że się trochę spóźniłem.
- A nawet bardziej niż 'trochę'. Ale nie martw się, ciebie pierwszego oprowadzę po Paryżu. 
- Czyli masz zamiar udać się ze mną do Paryża? - uśmiechnął się zawadiacko, a ja poczerwieniałam.
- Noo... jeśli nadarzy się taka sposobność - bąknęłam. 
- Mam cię! - zaśmiał się.
- Niech ci będzie - westchnęłam i nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. - Londyn już co prawda widziałam, ale przydałoby mi się udać na zakupy. Co ty na to, żebyś został moim przewodnikiem? 
- Zakupy? Przytaszczyłaś ze sobą walizkę pełną ubrań - jęknął. 
- To co, przecież być w Anglii i nie zrobić zakupów, to jak być w kinie i nie kupić popcornu. A więc zgoda? 
- Zgoda... ale wiem już, że będę tego żałował. 

13:51, galeria handlowa w centrum Londynu

Spojrzałam na Harry'ego wściekłym wzrokiem. 
- To tylko jeden sklep, po co ta złość? - mruknął i przekroczył próg KOLEJNEGO (z podwójnym naciskiem na to słowo) butiku. Wywróciłam oczami i chcąc nie chcąc, weszłam za nim. Jak się nad tym zastanowić, ta sytuacja była nawet całkiem śmieszna. No, chyba, że było się na moim miejscu. Wyobrażałam to sobie mniej więcej tak: ja i Harry, kilka sklepów, kilka nowych drobiazgów  a no cóż... było inaczej, lekko mówiąc. Od dłuższego czasu, Harry w najlepsze oddawał się zakupom, wchodził do każdego możliwego sklepu, ja byłam cholernie zmęczona, a mimo to musiałam chodzić za nim. Źle się czułam z tym, że on w jakimś sensie ma nade mną przewagę. Bez niego chyba do rana nie wyszłabym z tego marketu, więc nie miałam wyboru, musiałam znosić jego zamiłowanie do zakupów. 
- Jesteś najbardziej rozpieszczonym chłopakiem jakiego znam - powiedziałam szczerze, chodząc wśród półek z drogimi ubraniami. Musicie wiedzieć, że Harry gustował wyłącznie w takich, nie dało się przeoczyć. 
W sumie to mi to nie przeszkadza. Pod jakimś względem, będziesz wspominała mnie jako tego 'naj', nawet jeśli chodzi o bycie rozpieszczonym - zacytował mnie i posłał szeroki uśmiech w moją stronę. 
- Wkurzasz mnie - burknęłam.
- Miałaś być miła - wyszczerzył się jeszcze bardziej, a ja z trudem opanowałam złość. 
- Nieważne. Po prostu stąd chodźmy, w porządku?
- A nie chcesz czegoś ze mną zjeść? - zapytał i puścił oczko, czym wytrącił mnie z równowagi.
- Harry, na miłość boską! Nie chcę nic z tobą jeść! Jedyne czego chcę, to stąd iść! Czy twój mały mózg jest w stanie to pojąć?! - wydarłam się na niego, czym doprowadziłam go do uczucia satysfakcji, a ja sama się zaczerwieniłam, bo ludzie gapili się na mnie jak na wariatkę. W końcu JA, taka nic nieznacząca JA odważyła się opieprzyć samego HARRY'EGO STYLESA. 
Nie sądziłam, że to możliwe, ale reakcja Harry'ego rozzłościła mnie jeszcze bardziej. Zaczął się ze mnie bezczelnie śmiać. 
- Wybacz, ale hahahaha, kiedy się złościsz to hahaha, na czole haha robi ci się haha taka żyłka hahahaha.
- No to rzeczywiście, powód do śmiechu - mruknęłam z przekąsem. Byłam na niego wściekła.
- Sama zobacz - powiedział i obrócił mnie w stronę jednego z licznych luster. Nie zdążyłam jeszcze ochłonąć, więc moja żyłka nadal pulsowała. Chciałam być poważna i obrażona, ale nie dałam rady. Po kilku sekundach zanosiłam się śmiechem, tak samo jak Harry. Za każdym razem, gdy na siebie spojrzeliśmy, owocowało to w nowy wybuch śmiechu. W końcu udało nam się trochę opanować no i złapać oddech.
- Nie chcę cię niepokoić, ale każdy się gapi. Może zwiejemy stąd, zanim zaczną piszczeć na mój widok? 
- Pomysł z wyjściem całkiem niezły, ale nad skromnością mógłbyś popracować - skwitowałam i 'ruszyłam' w stronę wyjścia (czyt. podążałam za Harry'm uważając, żeby się nie zgubić). 
- Cały czas pracuję - posłał mi szelmowski uśmiech.
- Jak widać bez skutku - droczyłam się z nim, na co wzruszył ramionami. 
- Widać, że ktoś ma tu kłopoty z dotrzymywaniem słowa - powiedział po chwili półżartem półserio. 
- Nie rozumiem. 
- No przecież mówiłaś, że nie będziesz taka sarkastyczna - wypomniał mi i włożył ręce do kieszeni markowych dżinsów. 
W międzyczasie zdążyliśmy wyjść ze sklepu. Powietrze było ciężkie i duszne, a nad nami zebrały się czarne chmury. Włosami bawił się dość silny wiatr. Blond kosmyki co chwilę plątały moją twarz, co było irytujące.
 - Zapowiada się, że będzie burza - stwierdził Harry. Miałam ochotę odpowiedzieć coś w rodzaju 'No nie! Jak na to wpadłeś???', ale ostatkiem sił się powstrzymałam. W końcu postanowiłam coś zmienić. 
- Znając moje szczęście, nie dotrzemy do domu zanim zacznie padać - powiedziałam, patrząc w niebo. Lubiłam burze, ale tylko wtedy, gdy byłam w domu, bezpieczna, najlepiej z kubkiem parującej herbaty w ręku. 
- Tylko, że... ja jeszcze muszę zajść w jedno miejsce - przyznał, jakby bojąc się mojej reakcji. No i prawidłowo. 
- Co?! Przecież zaraz lunie - popatrzyłam na niego z miną 'popukaj się w czoło, nie ma mowy', ale on nie zamierzał ustąpić. 
- To naprawdę ważne. Poza tym poczekasz w środku - przekonywał mnie. 
- Niech ci będzie - westchnęłam. 

Po kilkunastu minutach marszu (deszcz na szczęście nie zdążył nas złapać) znaleźliśmy się w ogromnym studio. Było tu chyba około czterech pięter, milion korytarzy i jeszcze więcej drzwi. 
Przed jednymi z nich, czekała Taylor. Była obok wysokiego mężczyzny w garniturze, który, jak się okazało, był jej menadżerem. 
Harry po drodze wyjaśnił mi, że Tay ma podpisywać kontrakt o wydanie płyty i on chce po prostu być przy niej. To całkiem słodkie, gdyby nie fakt, że... to nadal Harry. 
- Chodźmy - nakazał po krótkim czasie menadżer dziewczyny. Prowadził nas przez długi korytarz prawie na sam jego koniec. Wreszcie stanął naprzeciwko jednych z wielu dębowych drzwi i zapukał. Nie wiem, po co to zrobił, bo nawet nie czekał na odpowiedź, po prostu nacisnął klamkę. 
Pierwsze, co rzucało się w oczy po przekroczeniu progu, to wielkie obrazy na ścianach, każde w złotej, bogato zdobionej ramie. Przy ciemno-brązowym biurku stał czarny, skórzany fotel, w którym siedział mężczyzna. Był około pięćdziesiątki, miał na sobie granatowy garnitur i widocznie był bardzo bardzo ważny, bo Taylor cała się spięła. 
Po drugiej stronie biurka, przygotowane były trzy krzesła: jedno dla Tay, drugie dla jej menadżera, a trzecie dla Harry'ego. Widocznie będę musiała stać w kącie, właściwie to mi nie przeszkadzało, problemem było jedynie to, że nie miałam pojęcia, ile takie spotkania trwają. 

Mijało właśnie pół godziny, moje nogi były całe zdrętwiałe, a oni nie zamierzali skończyć chyba nigdy, no a przynajmniej nie przez najbliższą godzinę. Harry śledził wzrokiem kontrakt, wprowadzając gdzieniegdzie... w porządku, wprowadzając wszędzie gdzie się da poprawki. W końcu zadowolony z siebie oddał kontrakt facetowi za biurkiem. On przejrzał książkę i zaczęły się negocjacje. W międzyczasie za oknem usłyszałam głośny grzmot i przestraszona, wydałam zduszony okrzyk, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Myślałam, że ta dwójka nigdy nie skończy się targować, szczególnie z uporem Harry'ego, ale po około dwudziestu minutach Taylor mogła w spokoju podpisać kontrakt. Pierwszą osobą, która jej pogratulowała, był oczywiście Harry. Za to kiedy wyszliśmy na korytarz, uścisnęłam ją i powiedziałam: 
- Serdeczne gratulacje. Kiedy mogę spodziewać się płyty? - roześmiałyśmy się, a po chwili blondynka odciągnęła mnie na bok. 
- Mam coś dla ciebie. Traktuj to jako... prezent powitalny - uśmiechnęła się i podała mi ozdobną torebkę. Zaciekawiona zajrzałam do środka. 
- To pamiętnik? - spytałam zaskoczona. 
- Pomoże ci uporządkować myśli - mrugnęła Taylor. - Witamy w Londynie! Tylko pamiętaj, schowaj go dobrze, najlepiej do poszewki poduszki... ja tak robię - roześmiała się. 
- Jejku, Taylor... Nie mam zielonego pojęcia co powiedzieć - przyznałam. Rzadko kiedy zapominam języka w gębie, ale ona zwyczajnie mnie zaskoczyła. 
- Więc nic nie mów. Lepiej wróćmy, zanim Harry zacznie się denerwować. 
Na korytarzu, Harry rozmawiał z menadżerem Taylor, a kiedy podeszłyśmy do nich, objął blondynkę w talii i cmoknął w policzek. Muszę przyznać, że to było całkiem słodkie (nawet jak na Harry'ego) i o mało co nie wyrwałoby mi się głośne 'Awww', ale udało mi się powstrzymać. 
- To my z Harry'm idziemy na górę, tak? - zwróciła się Taylor do menadżera, chociaż również do samego loczka. 
- Eeem... możesz powtórzyć? - spytałam, niedowierzająco. 
- Jak to, nic nie powiedziałeś Shelii? - zdziwiła się Taylor.
- No bo nie było i okazji i ten no... dam ci kasę za taksówkę - podrapał się po głowie Harry. 
- Mam w dupie ciebie i twoje pieniądze, Harold. Poradzę sobie - warknęłam, odwracając się na pięcie. 
- Jesteś pewna, że w taką pogodę chcesz wracać spory kawałek do domu? - zapytał jeszcze, ale nie zamierzałam mu odpowiadać. 
Wyszłam przed ogromny budynek. Przyznaję, nie pomyślałam, na co się piszę, ale moja duma nie pozwalała mi wziąć tych pieniędzy, nawet jeśli miałabym wrócić do domu Stylesa cała przemoknięta. 
Niechętnie wyszłam przed gmach budynku, wystawiając się na deszcz. W kilka minut miałam mokre włosy, jakbym dopiero wyszła spod prysznica, a z mojego ubrania ściekała woda. 
Wściekła na siebie i Harry'ego... no okej, byłam wściekła na cały świat, szłam w deszczu, bez płaszcza albo parasolki. Na domiar złego, samochód, który właśnie przejeżdżał, ochlapał mnie wodą od stóp do głów. Nie wytrzymałam i wrzasnęłam: 
- KURWA! 
Po chwili kierowca zjechał na pobocze i odsunął szybę. Już miałam mu wygarnąć, nawet się zbliżyłam, kiedy okazało się, że za kierownicą siedzi nie kto inny, a Niall. 
- Widzę, że bardzo pragniesz się zaziębić - uśmiechnął się złośliwie, ale w pewien sposób uwodzicielsko. 
- Nic nie mów, proszę - jęknęłam i przeszłam z drugiej strony samochodu. Otworzyłam drzwiczki  i wpakowałam się na siedzenie.
- Zamoczysz mi tapicerkę! - sprzeciwił się. 
- Trzeba było się nie zatrzymywać - powiedziałam.
- Gdzie jedziemy? - spytał, ignorując to co powiedziałam przed chwilą.
- Do Harry'ego - odparłam krótko, opierając głowę o siedzenie. 
- A masz klucze? 
- Cholera - mruknęłam. - Nie pomyślałam. 
- Spokojnie. Harry pod wycieraczką zawsze trzyma zapasowe. 

No i mamy kolejny. Przepraszam, że tak długo mi zeszło i że taki nudny, no ale bywa. x

wtorek, 9 kwietnia 2013

2.

02.02, 15:47  jeden z wielu londyńskich teatrów. 

Taylor miała jeszcze kilka miniut przed wyjściem na scenę. Nas udadzono w pierwszym rzędzie, więc cieszyłam się, że będę wszystko doskonale widzieć. Kątem oka dostrzegłam, jak Harry z wyczekiwaniem wpatruje się w scenę. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że ten chłopak (jak każdy zwykły Anglik) może mieć uczucia. I na dodatek może nimi kogoś darzyć.
Dalsze przemyślenia przerwał mi męski głos, który rozniósł się po sali. Ciemnoskóry mężczyzna zapowiedział Taylor, a po chwili na scenie zrobiło się zupełnie ciemno. Kiedy zapaliły się światła, a nasze oczy mogły już dojrzeć blondynkę, zaczęliśmy bić brawa. 
Tay wyglądała jak milion dolarów. Wiele bym oddała, żeby zamiast być nudną, niczym nie wyróżniającą się Shelią, choć na parę chwil stać się Taylor z niesamowitą urodą, klasą i jak się miało zaraz okazać obdarzoną wielkim talentem. 




Po 'The story of us' przyszedł czas na 'Mine'. Widziałam jak przez całą piosenkę wpatrywała się w Harry'ego, a jego wzrok był skupiony tylko na niej. Tak, to był ten drugi moment, kiedy pomyślałam o Harry'm z pewnego rodzaju... sympatią. Zanim skonsultowałam się z mózgiem albo chociaż jego częścią, nachyliłam się do lokowatego i szepnęłam:
- Jest niesamowita.
- To prawda - Harry posłał mi uśmiech, a kiedy zorientowaliśmy się, że właśnie byliśmy dla siebie nawzajem m i l i, natychmiast przestał się uśmiechać, a ja wróciłam do poprzedniej pozycji i wsłuchałam się w melodyjny głos Taylor. 
Po skończonym utowrze, Taylor powiedziała, że dedykuje go osobie, która sprawia, że jest 'zwariowana' (przeciągłe spojrzenie na Harry'ego) i zaśpiewała piosenkę o tym samym tytule. 
Po skończonym występie (wszyscy zgromadzeni na sali nagrodzili go należytmi gromkimi brawami), Harry powiedział do Niall'a, żeby mnie podwiózł, bo on umówił się za kulisami z Taylor. Nawet się z tego powodu ucieszyłam. Perspektywa miłej rozmowy z Niall'em wydawała mi się być bardziej pociągająca niż uciążliwa cisza z Harry'm.
Tuż przy samym wyjściu, Niall szepnął mi do ucha:
- Nie wolałabyś pozwiedzać Londynu? 
- Przecież jest prawie ciemno - zauważyłam,  ale blondyn zdawał się tym nie przejmować.
- Miasto najpiękniej wygląda nocą - mrugnął, a ja się uśmiechnęłam. Nie trzeba było mnie dłużej przekonywać. W końcu nie przyjechałam tu, żeby słuchać marudzenia Harry'ego, przydałobdy się też coś zwiedzić. 
W samochodzie, pierwsze co zrobił Niall to włączył radio. Piosenka, która leciała była jedną z moich ulubionych, więc automatycznie zaczęłam śpiewać. Po refrenie zdałam sobie sprawę, że jadę w samochodzie z chłopakiem z super popularnego zespołu, który właśnie usłyszał jak 'doskonały' mam słuch. Wyczuliścię irionię, prawda? 
Natychmiast zamilkłam i zaczerwieniona skuliłam się w fotelu. Miałam absurdalną nadzieję, że jakimś cudem Niall ogłuchł na tą minutę i nic nie słyszał, ale wypowiedziane przez niego słowa zaprzeczyły temu.
- Masz naprawdę miły głos - przez cały czas się szeroko uśmiechał.
- Taa, normalnie wygrałabym x-factor - mrukunęłam z przekąsem, a chłopak się roześmiał. 
- Chcesz iść w nasze ślady? 
- Nie, ja zamierzam wygrać - pokazałam mu język, a on udawał obrażonego. 
- Powodezenia - powiedział, odpłacając pięknym za nadobne. 
- Przyda się.
Po około piętnastu minutach byliśmy pod London Eye. Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu, Niall otworzył przede mną drzwi i rusziliśmy kupić bilety. 
- Mamy szczęście - powiedział do mnie - zazwyczaj taka kolejka ciągnie się w nieskończonosć. 
Spojrzałam na te kilka osób przed nami. Nienawidzę czekać, szczególnie jeśli mam wrażenie, że kolejka wcale się nie posuwa. 
- W ogóle to masz ciekawy akcent - odezwał się znów Niall. - Skąd jesteś? 
- Z Francji, ale mój tata jest Anglikiem - wyjaśniłam z uśmiechem. 
- Dlatego tak dobrze znasz angielski? - spytał, a ja pokiwałam głową. W końcu nadeszła nasza kolej. Kupiliśmy bilety (w zasadzie to Niall, nie pozwolił mi zapłacić) i wsiedliśmy do wagonika. 
Widok był niesamowity, szczególnie podczas zachodu słońca. Patrzyłam się jak zahipnotyzowana, a Niall się roześmiał. 
- Podoba ci się? 
- Bardzo - posłałam mu uśmiech. - Dziękuję.
- Za co? - zdziwił się. 
- Za to, że pokazujesz mi miasto... przecież mogłeś zupełnie inaczej spożytkować ten czas. Pewnie masz już dość patrzenia na Big Ben, a w swoim życiu tyle razy jechałeś London Eye, że teraz ledwo co powstrzymujesz pawia, ale nie z powodu prędkości.
- Daj spokój Shelia. Gdyby nie ty, pewnie teraz siedziałbym na kanapie i oglądał telewizję, a tak mogę sobie przypomnieć jakie mam ładne miasto. 
- Rzeczywiście ładne - przyznałam z uśmiechem, odrywając wzrok od szyby. Skupiłam się na tęczówkach Niall'a. Zwykle nie przepadałam za niebieskimi oczami u chłopaków, ale te miały w sobie coś wyjątkowego. 



Kiedy wagoniki się zatrzymały i nasze stopy dotykały ziemi, Niall kazał mi wybrać co zwiedzamy dalej. To był błąd, bo jestem dość kiepska w podejmowaniu szybkich decyzji. 
- Pałac Buckingham... nie, czekaj, jednak Big Ben.... albo Opactwo Westminsterskie! No dobra, nie wiem... - jęknęłam i zapięłam pas. 
- W porządku - zaśmiał się. - W takim razie pozwolisz, że ja zdecyduję?
- Będzie mi to na rękę. 
Po kilkunastu minutach byliśmy pod Muzeum Brytyjskim. Później zwiedziliśmy też Pałac Buckingham, Big Ben, Pałac Westminsterski, National Gallery, Tate Modern i wiele innych miejsc, które okazały się być naprawdę wspaniałe. Przez cały czas panowała między nami miła atmosfera. W pewnym momencie pomyślałam sobie, jakby to było z Harry'm. Pewnie sama musiałabym zdecydować, gdzie jedziemy, więc ominęłabym większośc ciekawszych miejsc. Byłam pewna, że Harry przez cały czas marudziłby, że był w tym miejscu milion razy i nie jest zadowolony, że ślęczeć tu kolejne godziny. 
- O czym myślisz? - zapytał Niall, widząc pewnie, że odpłynęłam. 
- O tym, że fajnie, że siedzę w tym samochodzie z tobą - odparłam i uśmiechnęłam się. 
- Miło mi to słyszeć. Hej, za piętnaście minut w kinie zaczyna się maraton strachu. Chcesz... chcesz obejrzeć go ze mną? - zapytał, a ja przytaknęłam. 

03.02, 6:23, weranda domu Harry'ego.

- Jestem pod wrażeniem - powiedział Niall, patrząc mi w oczy i uśmiechając się. 
- Dlaczego? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- Bo jesteś chyba jedyną dziewczyną, która ani razu nie zamknęła oczu na pięciu horrorach pod rząd - oboje się roześmialiśmy. 
- Bo te filmy nie były straszne - mrugnęłam, a potem przez kilka minut panowała cisza. Po prostu staliśmy i uśmiechaliśmy się. 
- Eee... to ja już będę leciał - odezwał się po chwili. 
- Jasne. Dzięki za cudowny dzień - uśmiechnęłam się. 
- Za wycieczkę należy mi się chyba uścisk? - zapytał i rozłożył szeroko ramiona, w które się od razu wtuliłam. Od razu do moich nozdrzy dotarł jego zapach. Nie były to jakieś mega drogie perfumy, po prostu zwykły zapach. Podobno w każdym domu jest jakiś. Jeśli w domu Niall'a pachnie tak, jak pachniał wtedy, to nie miałabym nic przeciwko gdyby mnie zaprosił... przenocował... zaproponował wprowadzenie. 
W końcu się od siebie oderwaliśmy i Niall stwierdził, że będzie już jechał. Ja stałam przed drzwiami, aż jego samochód nie zniknął z pola widzenia. 
Kiedy tylko przekroczyłam próg domu, z kuchni dobiegły mnie dwa głosy. Męskie głosy. Jeden z pewnością należał do Harry'ego, a drugi do... Zayn'a? 
Miałam rację. Harry stał oparty o blat szafki, a Mulat siedział przy stole. Byli tak zajęci rozmową, że mnie nie zauważyli.
- Może do niej zadzwoń? - zaproponował Malik, ale zielonooki pokiwał przecząco głową. 
- Nie mam numeru. A poza tym i tak bym nie zadzwonił, bo wyszłoby, że się martwię. 
- Ale stary, ty jesteś kłębkiem nerwów - zauważył Zayn, na co Harry nie odpowiedział. 
- A ty jakbyś zareagował - odezwał się w końcu - gdyby dziewczyna, która u ciebie mieszka, nie wróciła do domu na noc, a nie zna miasta? 
- Przecież podobno się nie lubicie. Nie cieszysz się, że masz problem z głowy? - początkowo myślałam, że mówią o Taylor, ale teraz zrozumiałam, że to o mnie. Harry się martwi. Harry Styles martwi się o m n i e. Wow. 
- A co jeśli ktoś ją porwał? A co jeśli się zgubiła? - dramatyzował, ignorując uwagę Zayn'a. - Dobra, jadę się rozejrzeć po mieście. Jedziesz ze mną? 
- Nie licz na to. Bez obrazy, ale za nią nie przepadam. Jest... w cholerę upierdliwa - odparł tamten, pociągając duży łyk z puszki coli. 
- Nieważne. Ja jadę. 
- Dzięki za troskę Harry, ale nie musisz - weszłam do kuchni, wprawiając tą dwójkę w stan totalnego ogłupienia. 
- T-to nie była troska - jąkał się, nie patrząc na mnie. Z tego co zauważyłam, zrobił się czerwony.
- Skoro zguba się znalazła, to ja jadę. Na razie Hazza. Cześć... eee... Sarah - Zayn wstał od stołu i wychodząc, obrzucił mnie dokładnym spojrzeniem. 
- Shelia - poprawiłam go, ale on najwidoczniej uznał, że:
a.) nie jestem warta tego, żeby skomentował moje słowa albo chociaż zwrócił na nie uwagę.
b.) między jednym, a drugim nie ma różnicy. 
c.) nie będzie się fatygował, żeby poprawić pomyłkę. 
Najbardziej prawdopodobna wydawała się być opcja a, b i c. 
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał Harry. 
- Bo zastanawiałam się czy oprócz Niall'a każdy z was jest taki arogancki i zarozumiały - odparłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Dużo ryzykowałam. W końcu TEN Harry Styles mógł się na mnie obrazić. Ale... uwaga! Zachował się zupełnie jak nie on! Postanowił niezwykle wspaniałomyślnie to przemilczeć, a nawet się jeszcze do mnie odezwał. 
- Więc... gdzie byłaś? 
- Na maratonie filmowym z Niall'em, jeśli musisz wiedzieć. Jak widzisz - wcale nie ma zbyt wielkiego powodu do troski - uśmiechnęłam się słodko i wywróciłam oczami. 
- Ja się nie troszczyłem! - zaperzył się i poczerwieniał na twarzy. Zupełnie jak dziecko. 
- Och, naprawdę? Bo z boku wyglądało to jak troska. I przez chwilę myślałam, że jesteś zdolny do ludzkich uczuć. Ale ty chyba robisz wszystko, żebym tak NIE myślała? - zaszczebiotałam i nalałam do szklanki wody mineralnej, bacznie obserwując jak małe bąbelki się unoszą. 
- Niall miał cię odwieźć do domu - typowe. Kiedy coś zmierza w kierunku, który nie jest mu na rękę, zmienia temat. To kolejna rzecz, która łączy go z zachowaniem dziecka. 
- I miałam się tu nudzić jak mops i czekać aż wrócisz? Nie, dzięki. 
- To mogłaś chociaż zadzwonić. 
- Nie dostąpiłam zaszczytu poznania twojego numeru telefonu - mruknęłam i wyjęłam telefon z kieszeni. Zaczęłam stukać bezmyślnie w ekran, pisząc SMS-a, chociaż wiedziałam, że i tak go nikomu nie wyślę. 
Nagle Harry bez ostrzeżenia wyrwał mi komórkę. 
- Hej! - krzyknęłam, ale on tylko się odsunął. 
Kiedy oddał mi telefon, w mojej liście kontaktów pojawił się nowy numer. Jak się domyśliłam - jego. Zapisał się jako 'Bezmyślny idiota'. 

No i kolejny rozdział. Jak myślicie, czy Harry wreszcie poczuł cień sympatii do Shelii? A może to Shelia zaczęła dostrzegać Harry'ego w innym świetle? Co będzie z nią i Niall'em? Tego dowiecie się, czytając kolejne rozdziały. xx

środa, 3 kwietnia 2013

1.

01. 02, 13:42 lotnisko w Londynie.

Nareszcie! Po długim locie mogłam w końcu rozprostować nogi i w pełni cieszyć się wymianą uczniowską, w której brałam udział. Od kilku godzin byłam tak podekscytowana, że nie mogłam się na niczym skupić. W efekcie czego przez cały lot nie zmrużyłam oka, a teraz nie czułam zmęczenia. 
Jak najszybciej odebrałam mój bagaż i poszłam kilkanaście kroków naprzód. W końcu zauważyłam chłopaka, starszego ode mnie o jakieś dwa lata, który trzymał w ręku kartkę z kolorowym napisem 'SHELIA'. Czym prędzej do niego podeszłam. 
- Cześć! Shelia to ja. Ty musisz być Luce? Strasznie się cieszę, że cię widzę! Jestem taka szczęśliwa, że mogłam tu przylecieć. 
- Taa, Luce to ja. Słuchaj, jest sprawa. Przez ten miesiąc zamieszkasz u mojego kuzyna, w porządku? Zresztą nie masz wyjścia. Odwiozę cię tam - powiedział i wskazał na auto stojące na zewnątrz. 
- Okej... Ale czemu nie mieszkam u ciebie? - spytałam. Nie podobał mi się ten pomysł, aczkolwiek lepsze to niż nocowanie pod mostem. 
- Dostałem prozpozycję świetnego wyjazdu, jeśli już musisz wiedzieć - burknął. Przez resztę drogi się do mnie nie odezwał ani słowem. 

Piętnaście minut później już wyjmowaliśmy moją walizkę z bagażnika. Natomiast po trzech minutach miałam przyjemność stanąć twarzą twarz z wspominanym kuzynem. Miał loki, zielone oczy, dołeczki w policzkach. Pewnie podobał się wielu, ale na mnie jego wygląd nie zrobił oszałamiającego wrażenia. Ot taki sobie, przeciętny dzięwiętnastolatek. 
- Harry, to jest Shelia. Wspominałem ci o niej - mruknął Luce i już go nie było. 
Czekałam w progu aż Harry wniesie moją walizkę do środka, ale widocznie dobre maniery były mu obce.
- Czemu nie wejdziesz? - spytał w końcu takim głosem, jakby mnie conajmniej nie cierpiał.
- Bo stoisz w drzwiach i blokujesz przejście - powiedziałam najmilej jak umiałam. No cóż, nie wyszło, bo mój ton był daleki przyjaznemu, ale cóż, przynajmniej się starałam...
Zdana sama na siebie podniosłam walizkę i wkroczyłam do domu. Od progu uderzał zapach drogich perfum i... luksusu. 
- Twoja sypialnia jest na górze, pierwsze drzwi po lewo - skinął głową na górne piętro. Widocznie uznał, że nie będzie się fatygował, żeby mnie oprowadzić. 
Wywróciłam oczami i wniosłam walizkę na górę. Muszę dodać, że mój bagaż do najlżejszych nie należał, ale nie będę się prosić o pomoc, a już zwłaszcza nie jego. 
Sypialnia, którą dostałam okazała się być wielkości mojego pokoju w Paryżu, czyli była, nieskromnie mówiąc, duża. Mieszkam w starym apartamentowcu, więc pokoje w nim nie należą do najmniejszych. Ten był jednak zupełnie inaczej urządzony. W moim pokoju wszystko jest utrzymane w dawnym stylu, nie ma mowy o skórzanych sofach, a co najwyżej pozłacanych ramach. Przyznam, że pokój przypadł mi do gustu, wiedziałam, że szybko się zadomowię. 




Powsadzałam moje ubrania do szafek i już miałam rzucić się na łóżko, ale zorientowałam się jak dokładnie jest pościelone i szkoda mi było tego zepsuć, więc usiadłam na kanapie i włączyłam laptopa. Odpisałam na kilka pierwszych wiadomości, na resztę tylko rzuciłam okiem.  Potem pochwaliłam się na Twitterze, że już dotarłam i że mój nowy pokój jest naprawdę super i właściwie na nic więcej nie miałam czasu, bo z głośnika, który wisiał w kącie mojego pokoju, usłyszałam kobiecy głos, który informował mnie, że jestem proszona o stawienie się do jadalni. Dosłownie tak powiedziała. 
Schodząc po dwa stopnie, zastanawiałam się jaki jeszcze luksus Harry ma w tym domu, ale nic nie przychodziło mi do głowy. 
Jadalnia okazała się być przestronnym, jasnym pomieszczeniem. Największą uwagę przykuwał długi, drewniany stół ze szklaną szybą. Na jednym z krzeseł siedział Harry. Dopiero teraz zauważyłam jego rękę - pokrytą tatuażami. Świetnie, czyli teraz będę bała się go dotknąć. 
- Wzywałeś mnie. A tak właściwie to nie ty, tylko jakaś kobieta. Czyżby służąca? - spytałam z nutką... no w porządku, moja wypowiedź była cała sarkastyczna. 
- Bardzo zabawne. Pewnie jesteś głodna, leciałaś z Madrytu. 
- Z Paryża - poprawiłam go przesłodzonym tonem. Znałam Harry'ego od kilkunastu minut, a już byłam pewna, że raczej się nie polubimy. - I jeśli już o tym mówimy to tak, jestem. Poproszę stek z cykorią ze świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym. 
- Chyba zapomniałaś, że już nie jesteś w Paryżu. U nas na lunch jada się spaghetti albo pizzę. Ewentualnie tosty. A więc? 
- Mogę zmienić temat? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź dodałam: - Ty będziesz dla nas gotował? 
Na to Harry zareagował jednoznacznie. Spojrzał na mnie jakbym mu powiedziała, że mogę kilogramami jeść kiszoną kapustę i fasolkę po bretońsku popijając to wszystko colą. Obrzucił mnie dokładnym spojrzeniem, od stóp do głów, jednym słowem - nie. 
Sięgnął po najnowszy model iPhone'a, postukał parę razy w wyświetlacz i przyłożył komórkę do ucha. 
- Halo, Sandy? Cześć. Potrzebuję twojej pomocy. Nie, wszystko mam. Kwadrans? Okej. Na razie - rozłączył się. 
- Oo, czyli zapoznasz mnie ze swoją gosposią? Czymże sobie zasłużyłam na takie wyróżnienie? - mruknęłam głosem przepełnionym ironią. 
- Nie ekscytuj się tak - odburknął i nie zważając na dobre maniery (wątpię czy w jego słowniku istnieje coś takiego) wyjął telefon i zaczął pisać esemesy. 
- A właśnie - odezwał się łaskawie po około dziesięciu minutach. Spojrzałam na niego zupełnie zniechęcona co do jego osoby, czekając na to co powie. - Mam dziś urodziny i...
- Serio? Wszystkiego najlepszego! - ucieszyłam się i momentalnie zrobiło mi się głupio, że jestem taka niemiła w dniu jego święta. 
- I chciałbym zaprosić kilku znajomych - kontynuował, nie zważając na moje życzenia. Pamiętacie ten moment, w którym poczułam się niezręcznie? Już mi minęło. - Nie będzie ci to przeszkadzać? 
- Nie - ograniczyłam się do zwięzłej odpowiedzi. Po moich słowach znowu zapadła cisza, którą przerywało stukanie palca Harry'ego o ekran telefonu. 


 W jadalni unosił się zapach sosu pomidorowego. Na stole stały dwa talerze ze spaghetti, które mieliśmy zaraz skonsumować. 
- Dzięki Sandy. To dla ciebie - powiedział Harry i wręczył kobiecie stu-funtowy banknot. O mało co nie zachłysnęłam się herbatą, ale Sandy najwyraźniej się przyzwyczaiła do wysokich napiwków, bo schowała pieniądze, uśmiechnęła się i wyszła bez pożegnania. 
- A więc tak wygląda gotowanie u bogatych ludzi? - spytałam, sprawiając, że Harry na mnie spojrzał. Robi chłopak postępy.
- Naprawdę zamierzasz się teraz czepiać, że mam więcej kasy niż zwykły, przeciętny Anglik? 
Ach, no tak. Zapomniałam, że on jest wyżej niż wszyscy Anglicy (no i Francuzi) razem wzięci, jest ponadprzeciętny i w ogóle... cudowny.
- Widzę, że coś jest nie tak z twoim poczuciem humoru. Każdy PRZECIĘTNY Anglik by się teraz roześmiał. Ojej, wybacz. Zapomniałam, że ty jesteś wyjątkowy - nie pomyślcie sobie, że ja zawsze mówię z sarkazmem. Po prostu ten chłopak mnie do tego zmusza każdą swoją wypowiedzią. 
- To ty opowiadasz jakieś mało zabawne żarty. Powiedziałem, że zarabiam więcej niż przeciętny Anglik, a nie, że jestem lepszy. 
- Serio? W twoich ustach wszystko brzmi jak 'Jestem najlepszy, a wy musicie składać mi pokłony i mnie wielbić' - powiedziałam szczerze i posłałam mu przesłodzony uśmieszek.
- To tylko twoje wrażenie. 
- Wiesz, kiedy tu leciałam, myślałam sobie 'Tylko miesiąc? Pewnie strasznie szybko minie'. A teraz wiem, że ta wymiana będzie mi się bardzo dłużyć. Szczególnie chwile spędzone z tobą. 
Pierwszy raz od mojego przyjazdu Harry spojrzał mi w oczy. Nic nie powiedział tylko wpatrywał się we mnie, jakbym była arcyciekawym eksponatem w muzeum. Mimo, że trwało to około trzynastu sekund, czułam się, jakby mijały długie minuty. W końcu odwrócił wzrok i odchrząknął, a ja zawstydzona poszłam do mojej sypialni.

Nadal 01.02, tylko że jest już 20:41


Skoro Harry organizował imprezę, to pewnie zamierzał wyglądać tak, żebym pomyślała, że jest atrakcyjny. Domyśliłam się, że jego znajomi też raczej nie przyjdą w białym T-shircie i dżinsach i nie zamierzałam być gorsza. 
Postanowiłam założyć pudrową sukienkę przed kolano, która podkreślała moją jasną cerę i blond włosy. Zrobiłam lekki makijaż (nigdy nie przepadzałam za kilogramem tapety na twarzy) i stwierdziłam, że jestem już gotowa.




Zeszłam na dół punktualnie dziesięć po dziewiątej. Niski stolik w salonie był pełen słodyczy i słonych przekąsek. Spodziewałam się eleganckich potraw, a do picia drogiego szampana... Czyżby Harry uznał, że jego gości zadowoli to, co zadowoliłoby każdego przeciętnego Anglika? 
W pokoju było czterech innych chłopaków. Jeden blond-włosy, drugi był Mulatem, trzeci był ostrzyżony na krótko, czwarty miał wyjątkowo ładny uśmiech no i jeszcze Harry. 
- My się chyba jeszcze nie znamy? - zapytałam śmiało, a chłopcy momentalnie na mnie popatrzyli. 
- Wow... Harry, nie mówiłeś, że masz jakąś nową - powiedział Mulat i przybił piątkę z chłopakiem o ładnym uśmiechu. 
- To jest Shelia, na czas swojej wymiany będzie moją współlokatorką - mruknął Harry, ale zabrzmiało to raczej jak 'To jest Shelia i muszę ją znosić przez miesiąc'. 
- Więc nie jest twoją...? - nie dokończył blondyn. 
Dopiero teraz uświadomiłam sobie co mieli na myśli mówiąc 'nowa'. Że niby ja i on razem? Bardzo śmieszne. 
- Nie znosimy się - powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko.
- A właśnie, jestem Niall - powiedział i wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja ją uścisnęłam. 
- Shelia - odparłam i uśmiechnęłam się, ale tym razem szczerze.
Potem przedstawili mi się pozostali. Dowiedziałam się, że Mulat to Liam, chłopak o ładnym uśmiechu to Zayn, a ten z krótkimi włosami Louis. Czekajcie, nie tak. Zayn to Mulat, krótkie włosy ma Liam, a ładny uśmiech Louis, tak dobrze. 
Po około dwudziestu minutach, kiedy zdążyłam się 'lepiej' poznać z chłopakami, do salonu weszła wysoka blondynka w czerwonej sukni za kolana. Wyglądała pięknie.



Na jej widok chłopcy krzyknęli 'Cześć Tay!', więc domyśliłam się, że jasnowłosa piękność ma na imię Taylor. Harry wstał z kanapy i ją pocałował. Ładnie razem wyglądają.
- To jest Taylor, dziewczyna Hazzy - powiedział Niall. 
- Dziękuję, ale umiem się sama przedstawić - odparła z chłodnym uśmiechem i podeszła do mnie. - Jestem Taylor. 
- Shelia - wymieniłyśmy uścisk dłoni i delikatne uśmiechy. Byłam pod wrażeniem jej urody, klasy i gracji. Na początku myślałam, że wyglądam ładnie, a teraz czułam się jak brzydkie kaczątko w obecności pięknego, dojrzałego łabędzia. 
- Przepraszam za spóźnienie. Byłabym wcześniej, ale menadżer przetrzymał mnie w sprawie jutrzejszego występu. 
- No jasne, teraz kariera powinna być na pierwszym miejscu - powiedział Harry dziwnie miłym tonem i (uwaga uwaga) uśmiechając się! 
- Oczywiście zaraz po tobie - zaśmiała się i pocałowała go w policzek. - Mam nadzieję, że uda się wam być - popatrzyła na nas. Zrobiło mi się miło, że jestem zaproszona, chociaż znamy się od... dwóch minut? 
- Jasne, że będziemy - uśmiechnął się Lou.
Potem zaczęliśmy rozmawiać. Tańce sobie darowaliśmy, bo było pięciu chłopaków i dwie dziewczyny, więc trzech byłoby zmuszonych siedzieć i patrzeć na te pary, które akurat tańczyły. 
W pewnym momencie musiałam wyjść do łazienki. Po powrocie, kiedy tylko przekroczyłam próg salonu zaczęłam kaszleć. Chłopcy zaskoczeni spojrzeli na mnie. Nie musiałam na nich patrzeć, żeby wiedzieć, co wywołało atak kaszlu. 
- Nie podoba mi się, że twój znajomy pali - powiedziałam do Harry'ego. Chyba po raz pierwszy tego wieczoru się do niego odezwałam. Po mojej wypowiedzi on i Zayn zaczęli się śmiać, a ten drugi dodatkowo powiedział 'Że co proszę?'. 
- To jego życie i może robić z nim co chce - Szlachetny Harold stanął w obronie kolegi. 
- Masz rację. Jeśli chce się truć, niech się truje, ale nie przy mnie. Jeśli, w przeciwieństwie do ciebie, ma odrobinę kultury powinien wyjść na balkon albo do szeroko otwartego okna. 
- No, Zayn... Chyba nie masz wyjścia. Z dziewczynami raczej nie ma dyskusji - powiedział Liam, a Mulat wyszedł na taras. Widać było, że jest zły, że musi zejść z kanapy, ale co ja poradzę, że mam coś co podchodzi pod astmę? No przynajmniej nie mogę przebywać w jednym pomieszczeniu z palaczem. 
- Dobrze zrobiłaś - powiedziała do mnie Taylor i puściła oczko. 
Po kilku minutach wrócił Zayn, ale bez papierosa w ręku. 
- Zadowolona? 
- Nawet nie wiesz jak bardzo - posłałam mu jeden z moich ironicznych uśmiechów. Ostatnio używałam go tak często, że bałam się, że zapomnę jak uśmiechać się 'normalnie'.

No i udało się. Skończyłam 1 rozdział i mam nadzieję, że nie wyszedł bardzo źle.:)